
Od premiery Człowiek kontra dziecko na Netflixie widzów nie opuszcza jedno intrygujące pytanie, które powraca między gagami, upadkami Rowana Atkinsona i domowymi katastrofami: czy dziecko z Człowiek kontra dziecko jest prawdziwe, czy stworzone przez sztuczną inteligencję? To pytanie wcale nie jest bezpodstawne – bo mały bohater miniserialu robi wszystko to, czego niemowlęta w prawdziwym życiu zwykle nie robią, gdy skierowana jest na nie kamera: patrzy w odpowiednim kierunku, reaguje w idealnym momencie, a jego „gra aktorska” bywa podejrzanie perfekcyjna. Może aż za bardzo.
Człowiek kontra dziecko to powrót Rowana Atkinsona jako Trevora Bingleya – tym razem zamiast z pszczołą (jak w Człowiek kontra pszczoła) mierzy się z porzuconym niemowlakiem, który wywołuje lawinę komicznych katastrof. Chaos jest częścią zabawy, oczywiście. Ale mimo że fizyczny humor Atkinsona działa jak dobrze naoliwiona maszyna, to jednak dziecko często kradnie mu całe show.
Przeczytaj także ► Top 10 (aktualizowana) najchętniej oglądanych seriali na Netflixie w Polsce

Każdy, kto miał do czynienia z niemowlakiem, wie doskonale, że dzieci nie współpracują. Nie reagują na komendy, nie utrzymują komicznego rytmu, nie robią idealnej miny w idealnym momencie. A jednak w Człowiek kontra dziecko mały bohater potrafi! I wtedy właśnie pojawia się to dziwne uczucie – może nie lęku, ale z pewnością podejrzliwości.

Czy dziecko z Człowiek kontra dziecko jest prawdziwe?
Odpowiedź brzmi: tak… i nie. Dziecko z Człowiek kontra dziecko istnieje naprawdę – a właściwie jest ich kilka. Ekipa filmowa wykorzystała bliźnięta jednojajowe, wspomagając się jednak CGI i algorytmami uczenia maszynowego. To hybrydowe rozwiązanie, coraz popularniejsze w świecie filmu, zwłaszcza tam, gdzie pracuje się z „aktorami”, z którymi nie da się łatwo współpracować. Reżyser David Kerr potwierdził to w wywiadzie dla LBB, przytoczonym później przez The Tab. Wyjaśnił, że serial korzysta z połączenia prawdziwych dzieci, efektów komputerowych i AI. Efekt? Zaskakująco naturalna równowaga między realizmem a techniczną precyzją.
Dlaczego nie użyto wyłącznie prawdziwych dzieci? Powód jest prosty: ograniczenia prawne. Niemowlęta mogą przebywać na planie tylko przez bardzo krótki czas w ciągu dnia. Jak żartobliwie zauważył sam Kerr, „sześciomiesięczne dziecko nie przyjmuje wskazówek”. Gdyby ekipa polegała wyłącznie na prawdziwych niemowlętach, wiele kluczowych scen nigdy nie zostałoby nakręconych. Rozwiązaniem okazały się bliźnięta (dla podwojenia czasu pracy) i wsparcie nowoczesnej technologii.
Przeczytaj też ► ,,Człowiek kontra dziecko” zdominował listy Netflixa na całym świecie

Jak naprawdę działa ten „trik”
Zespół Człowiek kontra dziecko postawił sobie ambitny cel: stworzyć dziecko w CGI, którego nie da się odróżnić od prawdziwego. Miało ono reagować idealnie – z takimi minami i ruchami, jakich wymaga scena. Aby to osiągnąć, zorganizowano specjalne sesje performance capture: dziesiątki kamer nagrywały niemowlęta przez wiele godzin, rejestrując emocje, gesty, reakcje, stany czuwania i snu. W kilku ujęciach twarz jednego dziecka została cyfrowo nałożona na ciało innego, które potrafiło raczkować.

W innych scenach CGI posłużyło do dopracowania szczegółów ruchu i mimiki, aby dziecko nie musiało spędzać na planie więcej czasu niż dopuszczają przepisy. Sam Rowan Atkinson przyznał, że praca z niemowlętami to zadanie niezwykle trudne, a harmonogram zdjęć określił jako „po prostu skomplikowany”.
Fizyczna komedia Rowana Atkinsona (byłego Jasia Fasoli)
Jeśli podczas seansu miałeś wrażenie, że coś „nie gra”, to się nie myliłeś. Człowiek kontra dziecko nie zastępuje niemowlaka całkowicie sztuczną inteligencją, ale nieco się nią wspomaga, aby komediowa maszyneria działała bezbłędnie. Dzięki temu humor płynie gładko, nie gubiąc rytmu, gagów ani idealnego timingu – tak kluczowych, gdy na ekranie pojawia się mistrz komedii fizycznej jak Rowan Atkinson. Nie widziałeś jeszcze serialu? ► OBEJRZYJ NA NETFLIXIE
